NIE MA DZIECI, SĄ LUDZIE
Cały internet "huczy" na ten temat, strony z wiadomościami "Bić czy nie bić?", Dorota Zawadzka, stronka Rzecznika Praw Dziecka i Roku Korczaka... Kto wie co to znaczy? Tak naprawdę...?
Wcale nie o to, że nie ma dzieci, bo dzieci są i będą razem z
całym swoim dziecięcym światem i rozumowaniem. Uwielbiam Korczaka,
który te słowa powiedział, a gdyby nie on, to ja bym je
wypowiedziała. Te słowa mówią, abyśmy przestali kojarzyć z dzieckiem infantylizm, głupotę, nieporadność, niedojrzałość...Te słowa oznaczają, że dziecko ma takie sama prawa
do traktowania go jak człowieka dorosłego. Do traktowania go z
szacunkiem i poważnie... ktoś pewnie powie, że tak są traktowane
a nawet czasem lepiej, ale niestety... są traktowane przez nas –
dorosłych, z lekceważeniem. Jeśli dziecko to mała, słodka,
śliczna dziewczynka to świat się przed nią kłania i otwiera,
jeśli natomiast to chłopiec w wieku około 10 lat – doznaje taki
człowiek upokorzeń i poznaje co to lekceważenie przez prawie cały
swój dzień. Mam nieodparte wrażenie, że to my – dorośli w
dużej mierze przyczyniamy się do upadku autorytetu dorosłego, a
nie sam fakt dorastania. Dorosły = przewaga. Przewaga oznacza
władzę, a władza bywa różna. Wiemy o tym podświadomie, mamy
przecież szefów, którzy są fer lub nie są fer. Szanujemy tylko
takich, którzy podchodzą do nas z szacunkiem natomiast takich,
którzy wykorzystują swoją przewagę dla udowodnienia nam, że
racji nie mamy, bo szef ma zawsze rację – nie cenimy i cenić nie
będziemy. I tak jest z dziećmi. Problemów wychowawczych nie mam
ani z własnym dzieckiem, którego nie biję i nie obrażam...ba,
nawet pozwalam ze sobą dyskutować, ani nie mam we własnej klasie
nie krzycząc, nie obrażając i nie zastraszając. Traktuję je
poważnie i dotrzymuję słowa, pozwalam się przyznać do błędu i
daję takie samo prawo sobie. Zachęcam do przeczytania pierwszej
części postu „Złość”
http://agnieszkafigiela.blogspot.com/2012/02/za-jestem-na-dorosych.html,
w którym piszę o zachowaniu dorosłego w stosunku do dzieci, które
są mniejsze. W stosunku do piętnastolatka by się tak nie odezwał
– już nie taka przewaga. Przykładów na zachowanie dorosłego w
stosunku do dziecka - „nieczłowieka” mam masę.
Wyobraźcie
sobie Państwo, nasi chłopcy wracali do domu po lekcjach... i jak
to chłopcy... po chodniku i prostą drogą iść jest zbyt trudno,
więc po murkach chodzili, posprawdzali wytrzymałość tego i owego,
i w ogóle jakoś tak zygzakiem wracali (pamiętam swoje powroty po
lekcjach, aaaaach). Dopadł ich nieznajomy, starszy człowiek, który
kazał im iść za sobą, napakował im gruzu do plecaków i kazał
to nosić. Gruzu tym chudzinom nawrzucał na książki, piórniki i w takiej ilości,
że Kacprowi plecak się zerwał z ramienia. Zmroziło mnie gdy to
usłyszałam. Matko, te sierotki moje, u których dorosły ma
ogromny autorytet, poszły za tym człowiekiem jak baranki... gruz to
najlepsza rzecz, którą zrobił, bo mógł zrobić coś znacznie
gorszego! Zdenerwowałam się strasznie i zaczęłam lekcje
„Samoobrona przed dorosłym”. Sami się czasem proszą o brak
szacunku.
A pani na basenie? Bardzo brzydko potraktowała moje
dzieci, które chciały odzyskać pieniądze „zjedzone” przez
automat – nie chciały z kieszeni owej pani wyciągnąć, ale
prosiły aby zapisała ile i właściciel miał oddać przy
najbliższej okazji...no cóż. Brak kultury pani z okienka zmusił
mnie do pokazania dzieciom jak w sposób kulturalny lecz stanowczy
postawić na swoim (niestety pomogło mi też to, że jestem
dorosła),a pani pokazałam jak należy się zachowywać w stosunku
do dzieci. O ile zapamięta... nie wierzę, aby w swoim zachowaniu
widziała coś złego, niestety.
Jeszcze inna sytuacja, w której nie
zdążyłam zareagować i do tej pory nie mogę sobie darować
(często staję w obronie słabszych lub niesprawiedliwie
potraktowanych przez co się narażam zawsze – taki brak instynktu
samozachowawczego). Sytuacja taka: pani ekspedientka przy kasie
kasuje moje zakupy, a za mną stoi dziecko z jednym jedynym
batonikiem. Pani mnie skasowała, zapłaciłam i temu dziecku przed
nos: bach! - tą deseczkę postawiła, że ostatni klient byłam ja,
i pobiegła.... może do ubikacji, nie wiem... ale jeden batonik?
Zamarłam, bo wciąż pakowałam zakupy – wiecie Państwo jak
szybko w sklepach panie skanują, prawda (mam nadzieję, że to nie
złośliwość, chociaż...)? Ja miałam minę zaskoczoną, ale to
dziecko... z tym batonikiem... oczy wielkie, buzia w podkówkę...
szkoda, że nie był słodką, małą dziewczynką. Nie wiem co z
tymi dorosłymi, naprawdę! Na szacunek to trzeba sobie zasłużyć... Przynudzam...wiem wiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz