Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 października 2013

Miało nie być więcej postów


No, miało nie być postów. Miałam już nie oswajać szkoły dla zainteresowanych, ale dostałam przysłowiowego „kopa”. Dziewczyna, która prowadzi stronę „Rodzice z dysleksją” mnie troszkę zawstydziła:

  • Co jest z tobą? - spytała – Nie mogę polecać twojego bloga, bo od roku nie piszesz! Co się dzieje?
  • Nie mam czasu... – próbowałam się tłumaczyć – I chęci - pomyślałam

Trudno jest rozwijać skrzydła kiedy się je ma podcięte...

  • No napisz coś... napisz coś... napisz jak walczyć z tym co się dzieje w edukacji... - przekonywała mnie – Nawet nie wiesz jak to jest potrzebne...

Problem w tym, że nie za bardzo mogę o tym pisać. O czym mogę? Mogę tylko pisać o tym jaka ja jestem... i jaką jestem nauczycielką... i jakie są moje dzieciaki. Więc...

Rzecz się będzie działa o wystawianiu ocen. To jest chyba najtrudniejsza dla mnie sztuka w tym zawodzie – wystawiać oceny. Te cząstkowe i te opisowe, wbrew pozorom, również. W tym miejscu wypada mi podziękować wszystkim rodzicom, którzy mają podobną wizję rodzicielstwa do mojej i dbają o swój skarb bardzo mądrze. Stymulują rozwój dziecka od dawna dzięki czemu ich dziecko nie ma „braków z przeszłości” oraz wyrabiają w dzieciach systematyczność, punktualność i ambicję. Pracują z dzieckiem nad zadaniami zadanymi do domu, przygotowują dodatkowe prace, przygotowują do zajęć co sprawia, że dziecko nie ma fobii szkolnej i innych niepotrzebnych lęków. Dzięki Wam – moi drodzy – wystawianie oceny Waszemu dziecku jest dla mnie przyjemnością a Wy z możecie spijać śmietankę, którą sami sobie przygotowujecie. Chylę przed Wami głowę z wielkim szacunkiem. Byłabym jednak niesprawiedliwa gdybym wszystkie osiągnięcia dzieci traktowała na równi z Waszym wkładem. Są przecież dzieci z dysleksją, z ADD, ADHD, z dysfunkcjami rozwojowymi, z którymi rodzic pracuje bardzo dużo a efekty tej pracy nie będą do końca zadowalające... ba, czasem dołujące i dziecko, i rodzica. Moja w tym rola żeby to docenić i wystawić sprawiedliwą ocenę. No, ale też się zdarza, że muszę wystawić ocenę dziecku, które bardzo chce ale... nie ma pomocy w domu. Co zrobi dziecko samo na początku swojej szkolnej drogi? Są takie, które zrobią tak dużo, że... szczęka opada. Są w naszej klasie dzieci, które same nauczyły się czytać – byłam tego świadkiem, same uczyły się wierszy na pamięć – byłam tego świadkiem... mali bohaterowie. Zdolni bohaterowie. Tu wystawić ocenę dziecku, które nie zawsze samo opanuje umiejętności na wspaniałym poziomie, nie jest łatwo. A jeszcze trudniej jest wystawić ocenę dziecku, któremu nauka sprawia same trudności a i pomoc rodzica jest nikła, czasem żadna... i co tu zrobić? Nadrabianie zaległości wynikających z nieobecności w szkole to rola rodzica, czy tego chcemy czy nie – nie ma innej możliwości jak praca w domu. Nawet jeśli w klasach młodszych udaje się te braki nadrobić przez nauczyciela to w klasach starszych nic Was przed tym nie ustrzeże. Co ma zrobić nauczyciel wiedząc, że to, że czegoś malec nie umie/ nie wie to nie jest jego wina? Komu wtedy wystawia ocenę? Kto się czuje niedowartościowany i obrażony? Dla kogo ta nauczycielka staje się, delikatnie mówiąc, niedobra? Wymyśla głupoty i wymaga! Kto to widział takie coś wymyślać! Uczyć nie umie, bo dziecko nic nie rozumie! - taka obrona przez wybielanie swojego postępowania jest stosowana nie tylko w stosunku do nauczyciela. Nie lubimy też czepialskiego sąsiada z dołu, któremu przeszkadza głośna muzyka i walenie piłką nad głową. Bezczelnej staruszki, która kręci nosem w autobusie, że nasze dziecko rozpiera się na krześle zamiast siedzieć u mamy na kolanach... Tak już mamy- ja pewnie też. Ale wracając do oceniania. W tym ostatnim przypadku jest najtrudniej. Jeśli dziecko się upiera, wręcz histeryzuje i żadne tłumaczenia, prośby, groźby nie pomagają– nie będę się uczyć, nie odrobię lekcji – trudno. Drogi rodzicu powiedz: Nie rób! - i daj mu ponieść konsekwencje. Daj mu przeżyć wstyd i zawód – jaka praca taka płaca. Lecz jeśli niedostatecznie motywujesz dziecko, jeśli nie masz czasu i chęci żeby mu pomóc to narażasz, Drogi Rodzicu, swoje dziecko na karę na jaką zasłużyłeś Ty. Nikt więcej. Malec sam się nie nauczy. Nie wysysa się umiejętności szkolnych z mlekiem matki, dzieci nie mają wiedzy wrodzonej... i tak dalej, i tak dalej... Źle mi się słucha opowieści rodziców, którzy zapominają, że mam prawie dwudziestoletnią praktykę w zawodzie, że znam się na dzieciach, i jak tu nie urazić... nie ma sensu mi nic wciskać: Bo się nie chce uczyć! Bo nie chce siadać do książek! Bo... bo nie chce bo jest mały i chce się bawić, Drodzy Państwo. Moje dziecko też poszło do szkoły wcześniej i też z siadaniem do lekcji mieliśmy problemy. I ja to doskonale rozumiem, że tak jest. Ale moja rola była w tym, żeby dziecko wypełniało swoje obowiązki. Teraz będąc w czwartej klasie i mając ogrom lekcji do zrobienia, ogrom wiedzy do opanowania, nie muszę wysyłać specjalnych zaproszeń do książek i zeszytów...

Nie wiecie jak to jest – to ja widzę smutną buzię Waszego dziecka gdy dostaje słabą ocenę, a potem ono widzi Wasze złe emocje... Kto się uderzy w pierś i powie: To moja wina?

Jeszcze raz zwrócę uwagę na to, że nie mówię o dzieciach z dysfunkcjami, z którymi rodzice systematycznie pracują i starają się pokonywać trudności. Tu muszę pogłaskać, zrozpaczonych czasem, rodziców i powiedzieć Wam, że Wasze dzieci są fantastyczne. Są inteligentne - bywa że wyjątkowo inteligentne i kochajcie je mocno. To jest tekst nie do Was...

Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że z uporem maniaka piszę: wystawić ocenę” a nie „ocenić dziecko”. JA nie oceniam Waszych dzieci a ich (i Waszą) pracę. Jeśli miałabym „ocenić dzieci” to wystawiłabym im ”A+”. Widzicie różnicę? Macie dzieci na „A+”... Gratuluję!