Łączna liczba wyświetleń

sobota, 31 marca 2012

NIE MA DZIECI, SĄ LUDZIE



Cały internet "huczy" na ten temat, strony z wiadomościami "Bić czy nie bić?", Dorota Zawadzka, stronka Rzecznika Praw Dziecka i Roku Korczaka... Kto wie co to znaczy? Tak naprawdę...? Wcale nie o to, że nie ma dzieci, bo dzieci są i będą razem z całym swoim dziecięcym światem i rozumowaniem. Uwielbiam Korczaka, który te słowa powiedział, a gdyby nie on, to ja bym je wypowiedziała. Te słowa mówią, abyśmy przestali kojarzyć z dzieckiem infantylizm, głupotę, nieporadność, niedojrzałość...Te słowa oznaczają, że dziecko ma takie sama prawa do traktowania go jak człowieka dorosłego. Do traktowania go z szacunkiem i poważnie... ktoś pewnie powie, że tak są traktowane a nawet czasem lepiej, ale niestety... są traktowane przez nas – dorosłych, z lekceważeniem. Jeśli dziecko to mała, słodka, śliczna dziewczynka to świat się przed nią kłania i otwiera, jeśli natomiast to chłopiec w wieku około 10 lat – doznaje taki człowiek upokorzeń i poznaje co to lekceważenie przez prawie cały swój dzień. Mam nieodparte wrażenie, że to my – dorośli w dużej mierze przyczyniamy się do upadku autorytetu dorosłego, a nie sam fakt dorastania. Dorosły = przewaga. Przewaga oznacza władzę, a władza bywa różna. Wiemy o tym podświadomie, mamy przecież szefów, którzy są fer lub nie są fer. Szanujemy tylko takich, którzy podchodzą do nas z szacunkiem natomiast takich, którzy wykorzystują swoją przewagę dla udowodnienia nam, że racji nie mamy, bo szef ma zawsze rację – nie cenimy i cenić nie będziemy. I tak jest z dziećmi. Problemów wychowawczych nie mam ani z własnym dzieckiem, którego nie biję i nie obrażam...ba, nawet pozwalam ze sobą dyskutować, ani nie mam we własnej klasie nie krzycząc, nie obrażając i nie zastraszając. Traktuję je poważnie i dotrzymuję słowa, pozwalam się przyznać do błędu i daję takie samo prawo sobie. Zachęcam do przeczytania pierwszej części postu „Złość” http://agnieszkafigiela.blogspot.com/2012/02/za-jestem-na-dorosych.html, w którym piszę o zachowaniu dorosłego w stosunku do dzieci, które są mniejsze. W stosunku do piętnastolatka by się tak nie odezwał – już nie taka przewaga. Przykładów na zachowanie dorosłego w stosunku do dziecka - „nieczłowieka” mam masę.

Wyobraźcie sobie Państwo, nasi chłopcy wracali do domu po lekcjach... i jak to chłopcy... po chodniku i prostą drogą iść jest zbyt trudno, więc po murkach chodzili, posprawdzali wytrzymałość tego i owego, i w ogóle jakoś tak zygzakiem wracali (pamiętam swoje powroty po lekcjach, aaaaach). Dopadł ich nieznajomy, starszy człowiek, który kazał im iść za sobą, napakował im gruzu do plecaków i kazał to nosić. Gruzu tym chudzinom nawrzucał na książki, piórniki i w takiej ilości, że Kacprowi plecak się zerwał z ramienia. Zmroziło mnie gdy to usłyszałam. Matko, te sierotki moje, u których dorosły ma ogromny autorytet, poszły za tym człowiekiem jak baranki... gruz to najlepsza rzecz, którą zrobił, bo mógł zrobić coś znacznie gorszego! Zdenerwowałam się strasznie i zaczęłam lekcje „Samoobrona przed dorosłym”. Sami się czasem proszą o brak szacunku.

A pani na basenie? Bardzo brzydko potraktowała moje dzieci, które chciały odzyskać pieniądze „zjedzone” przez automat – nie chciały z kieszeni owej pani wyciągnąć, ale prosiły aby zapisała ile i właściciel miał oddać przy najbliższej okazji...no cóż. Brak kultury pani z okienka zmusił mnie do pokazania dzieciom jak w sposób kulturalny lecz stanowczy postawić na swoim (niestety pomogło mi też to, że jestem dorosła),a pani pokazałam jak należy się zachowywać w stosunku do dzieci. O ile zapamięta... nie wierzę, aby w swoim zachowaniu widziała coś złego, niestety.

Jeszcze inna sytuacja, w której nie zdążyłam zareagować i do tej pory nie mogę sobie darować (często staję w obronie słabszych lub niesprawiedliwie potraktowanych przez co się narażam zawsze – taki brak instynktu samozachowawczego). Sytuacja taka: pani ekspedientka przy kasie kasuje moje zakupy, a za mną stoi dziecko z jednym jedynym batonikiem. Pani mnie skasowała, zapłaciłam i temu dziecku przed nos: bach! - tą deseczkę postawiła, że ostatni klient byłam ja, i pobiegła.... może do ubikacji, nie wiem... ale jeden batonik? Zamarłam, bo wciąż pakowałam zakupy – wiecie Państwo jak szybko w sklepach panie skanują, prawda (mam nadzieję, że to nie złośliwość, chociaż...)? Ja miałam minę zaskoczoną, ale to dziecko... z tym batonikiem... oczy wielkie, buzia w podkówkę... szkoda, że nie był słodką, małą dziewczynką. Nie wiem co z tymi dorosłymi, naprawdę! Na szacunek to trzeba sobie zasłużyć... Przynudzam...wiem wiem...

środa, 7 marca 2012

Dla przyszłych pierwszaków i jeszcze młodszych dzieci...Zanim dziecko zacznie czytać 2

Mózg dziecka najszybciej pracuje do piątego roku życia. Gdyby u dorosłych tak szybko pracował mózg, na świecie byłoby masę geniuszy... niestety... po piątym roku życia, nieużywane połączenia między komórkami, zamierają, mózg zwalnia i człowiek uczy się coraz wolniej. Więc im szybciej dziecko się nauczy czegoś, o czym wcześniej się dowie... wchłonie to jak gąbka wodę. Jeśli coś robi, ćwiczy, potrafi - te ścieżki w mózgu, których używa do wykonywania tych czynności, nie zanikają. Pochwalę się  - moje prywatne dziecko głoskowało już gdy miało trzy latka. Nauczyło się gdy maltretowałam siostrzeńca głoskowaniem... a litery? Hmmm... nie mam pojęcia, ale na pewno znała je już mając cztery lata, bo wprawiła w osłupienie panie w sklepie "odczytując" jakiś prosty napis. Naprawdę. Nauczyła się wcześnie i bez wysiłku. Natomiast wiem ile wysiłku w nauczenie liter musiałam "włożyć" w sześciolatka, który literami się do tej pory nie interesował. Dla takiego dziecka litera wygląda tak jak chiński znak dla nas. Wszyscy znamy litery, potrafimy czytać i już nie widzimy podobieństwa między literami, ale dziecko widzi. Proszę się przyjrzeć. Kółeczka, laseczki w górę czy  w dół, zawijaski, brzuszki, nóżki... jakież one są podobne...
I tutaj wchodzi na scenę spostrzegawczość i pamięć wzrokowa. Jak ćwiczyć? Proste: zadania "Znajdź różnicę między obrazkami", "Wyszukaj obrazek, który różni się od pozostałych" itd. oraz zabawy typu...a... podam przykłady

Zabawa "Co się zmieniło?"
Ustawiamy przed dzieckiem kilka przedmiotów w jednym rzędzie (proszę nie szarżować z ilością). Opowiadamy sobie z naszym Maluchem co widzimy, co jaki ma kolor, wielkość, co koło czego leży, które jest z kolei - nie za długo, gdyż dzieci mają określony czas "eksploatacji" (3latek - 5 min., 4 latek - 10 min., 5 latek - 15 min., 6 latek - 20 min. - w przybliżeniu, sami państwo wiedzą, że jeszcze temperament dziecka ma znaczenie). Następnie dzieciuś wychodzi i czeka aż go zawołamy z powrotem, a my w tym czasie zmieniamy kolejność przedmiotów. Zadaniem dziecka jest odgadnąć co się zmieniło i ułożyć przedmioty w prawidłowej kolejności.

Zabawa "Czego brakuje?"
Przygotowujemy zabawę tak jak poprzednią (najczęściej bawimy się w jedną i drugą zabawę po kolei). Tutaj zamiast zmiany kolejności, chowamy przedmiot a dziecko zgaduje co zniknęło i gdzie powinno być.
Wyćwiczona prawidłowo pamięć i spostrzegawczość pozwoli naszym dzieciom wychwytywać różnicę między literami i  je zapamiętywać. Jeśli tylko zauważą Państwo zainteresowanie u dzieci literami - nie zabraniajcie im ich poznawać... nie czekajcie, aż pójdą do szkoły... im wcześniej tym lepiej - łatwiej...

piątek, 2 marca 2012

Grają, grają...

Żałuję, że nie posiadam filmiku z apelu, kiedy to słodziako - trzeciaki odświętnie i galowo  wyglądały, ale niestety, fizycznie, w tym momencie nie miałam możliwości nagrać takowego. Natomiast (całkiem przytomnie) nagrałam kilka prób i oto wybrałam najbardziej nadającą się do pokazania. Są świetni. Kilkoro z nich odkryło w sobie talent i miłość do muzyki i to jest dla mnie najwspanialszą zapłatą za pomysł. Kreatywność małych muzyków jest (wystarczyłby, że po prostu jest - że istnieje) zaskakująca... sami wyszukują sobie melodie z wyższej półki, grają ze słuchu, z nut i z ... internetu...podglądaja jak grają inni "fleciści" i  jak układają palce...no...trud się opłacił. Nie każdy
czuje wenę i  ten kto nie czuje, niech się wcale nie martwi. Nie musi. Nie każdy musi grać na flecie...granie w piłkę też jest fajne...i pisanie wierszy, i bajek...i matematyka...



A można tak jeszcze......