Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 października 2014

Klaps boli!

              
  Kiedy pielęgniarka przyniosła mi córeczkę i zostawiła nas same... abyśmy mogły się poznać, stałam się mamą. Mamą, którą przepełniła ogromna troska, lęk i odpowiedzialność. I miłość. Jednak w pierwszych chwilach te (powtórzę) pierwsze uczucia były znacznie silniejsze od miłości. Patrzyłam na córeczkę z zainteresowaniem. Taka malutka, bezbronna, zależna całkowicie od tego co zrobię. Co z nią zrobię. Nowa droga nowego człowieka... W tym momencie mogła stać się każdym. Mogła być prezydentem, aktorką, naukowcem. Mogła być grzeczna lub nie. Mogła być dobra lub nie. Mogła być wrażliwa, sprawiedliwa, tolerancyjna... lub nie.
            Świadomość, że to wszystko będzie zależało tylko ode mnie, szczególnie poprzez moje pierwsze działania w ogóle mnie nie przerażała. Napełniła dumą, że mam okazję stworzyć człowieka. Czynnik charakteru brałam pod uwagę, oczywiście... znając mnie i jej tatę podejrzewałam, że charakter córki do najłatwiejszych należeć nie będzie ale to ja będę tworzyć, lepić, stymulować, kochać i opiekować się. I podjęłam decyzję patrząc na to malutkie, bezbronne dziewczę – moje dziecko będzie szczęśliwe. Do głowy mi nie przyszło, że jako karę podczas nauki podejmowania właściwych rozwiązań, nauki właściwych zachowań i pokazywania norm społecznych zastosuję klapsa. Zastosuję bicie. No jakże tak?
           Z dumą mogę stwierdzić, że wychowałam radosne dziecko, które ma do mnie pełne zaufanie. Owszem, stosuję kary ale więcej tłumaczę, pokazuję... mimo że – jak podejrzewałam – musi się sama nauczyć na własnych błędach, bo nie uwierzy... ale jest dobrze wychowana. Przy ludziach wstydu nie robi. Jest wrażliwa, opiekuńcza, troskliwa, pomocna... szalona, radosna, zabawna... twórcza z duszą artystki... Jest moja i „swoja”. Jest rozpieszczona – nie rozpuszczona – rozpieszczona, bo uważam, że miłości i czułości nie może być za dużo. Nie miałam problemu z zostawieniem małego szkraba w przedszkolu – pomachała mi rączką i poszła w nieznane ufnie trzymając za rękę wychowawczynię. Nie miałam problemu z pozostawieniem dziecka w szkole – ufnie i radośnie patrzyła w przyszłość i swoją karierę ucznia. Z czasem okoliczności i rówieśnicy, którzy są różni wycisnęli w jej ufności piętno... że jednak nie wszystko jest takie piękne, i sprawiedliwe, i dobre ale potrafi radzić sobie z sytuacjami stresowymi. I ma mnie. Mamę, która nie skrzywdzi, nie obrazi, nie poniży, pożartuje, wyściska, poradzi i doradzi... 

           I jeśli ktoś mi mówi, że wychowanie bez klapsa to wychowywanie bezstresowe, że takie dzieci potem wsadzają kosz na głowę nauczycielowi i rodziców wkopują pod łóżko to pukam się w głowę. Rozejrzyjcie się. Które dziecko jest agresywne, podłe, sprawiające trudności wychowawcze? Na pewno nie to, które nie jest bite. Największe kłopoty sprawiają dzieci, które już jako maluch muszą zaciskać pięści w obronie przed dorosłymi. Te, które nie mają azylu w postaci rodzica. Te, które się boją, te którym sprawia się ból. To one potem krzywdzą słabszych od siebie ludzi i zwierzęta. 

          Oczywiście, że nie każde z nich... ale wiele... Taką skrajność przedstawiłam aby pokazać, że to nie te dzieci wychowywane bez agresji są problemem. Wychowywane dzieci, nie hodowane...

            I teraz, Drogi Rodzicu, pomyśl... czy temu Twojemu, mniejszemu od Ciebie dziecku potrzebny jest ból kiedy coś źle zrobi? Czy nie wystarczy groźna mina lub zwrócenie uwagi gdy przewinienie nie jest zbyt wielkie? Czy nie wystarczy tłumaczenie i mówienie o konsekwencjach jego zachowania? Dlaczego dajesz klapsa dziecku, które dopiero się uczy życia, które być może kogoś naśladuje, które być może ma zły humor bo tak jak Ty jest człowiekiem? Ono Cię nie bije jak Ty masz zły humor, jak Ty stłuczesz szklankę czy zgubisz klucze... 
      Po co to robisz, Rodzicu? Chcesz wyładować swoją złość sprawiając ból swojemu dziecku? Nie kochasz swojego dziecka? Czy nie umiesz inaczej wychowywać? Nie bij, klaps jest zły... klaps boli... I nie mów, że klaps to nie katowanie... boli...