Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 19 lutego 2012

Złość



 
Tak sobie ciągle myślę o tym co spotkało mnie i mojego dzieciorka z klasy gdy wracaliśmy z teatru. Wiecie, Państwo, złość, brak obiektywizmu, wyrozumiałości, empatii to taka broń masowego rażenia, która najbardziej uderza w tych wszystkich, którzy są fair/fer pod każdym względem.Zaraz dojdę do tego o co mi chodzi, ale nie byłabym sobą jakbym dygresyjki nie wcisnęła. Gdy wyruszyliśmy do teatru pogoda była kiepska dla dorosłych a fantastyczna dla dzieci, czyli śniegu po pas... i jeszcze dopadywał. Moje trzeciaki są fajne i w miarę rozsądne, ale wiadomo... to tylko dzieci. Więc maszerowałam z nimi przez miasto, a te stworki z buziami odwróconymi do nieba i z jęzorami na wierzchu, bo śnieg pada... a  podobno ma smak genialny, hi hi... I w tym momencie na nic zdały się zajęcia od "zerówki" prowadzone, doświadczenia dokonywane, że śnieg jest brudny i w ogóle ...be.... Jednak raczej przeżyją. Rozumiejąc sytuację - z prywatnym dzieckiem też już nie walczę, szkoda tracić energii - pilnowałam tylko aby szły w dobrym kierunku. I cóż. Ludzie na widok dzieci na ogół się uśmiechają - myślę, że są to osoby mające dzieci lub wnuki... ale jest hm hm "znamienita" większość, która przyjmuje założenie, że: Oto nadciągają niewychowane bachory. Nie wiem czy już nie spotkali się Państwo - jako rodzice (bo ja tak) , że dziecko jest na pewno niewychowane, rozpuszczone ... i  należy mu się lanie. Wspominałam już w jednym poście jak za nami krzyczał staruszek. Przechodząc z dziećmi przez miasto mam wrażenie jakby ludzie - w szczególności starsi ludzie (jak to jest?) - odmawiali nam prawa do poruszania się po ulicach. Zdarza się im nawet popychać dzieci - proszę się nie martwić, Moi Drodzy - o swoje dzieci walczę jak lwica i nic ich złego nie spotka dopóki widzę i wiem co się dzieje, ale jakim prawem? Wyładowują swoje złe nastroje na najsłabszych (czyt. dzieciach) mówiąc o dobrym wychowaniu, sami takowego nie okazując. Wracając z teatru, kuśtykał (chore nogi) za nami pan w wieku mocno średnim, prawie, że wciskając się na trzeciego między  dzieci poustawiane w pary. Nie wiem, nie dosłyszał, czy co...ale ze zwykłej rozmowy wywnioskował coś okropnego dla swoich uszu i wyobrażeń o tym jak powinno zachowywać się dziecko, że nakrzyczał: Coś ty powiedział!? Jak cię palnę w łeb to ja cię wychowam jak nie ma kto!  - Ludzie! Wmurowało mnie w chodnik. Odetchnęłam tylko po to aby zachować swój autorytet wśród dzieci i nie porozmawiać z panem na jego poziomie. Zwróciłam się do niego uprzejmie, aby mi wyjaśnił co powiedziało moje mądre i grzeczne dziecko (akurat na takie trafiło) co go tak wyprowadziło z równowagi. Pan nie umiał odpowiedzieć, za to powiedział, że on musi wychować to dziecko skoro go nikt nie umie wychować. I co? To "niewychowane" dziecko nic się nie odezwało, bo wyuczone jest aby z dorosłymi nie dyskutować. I kogo tu trzeba wychować? Wyjaśniłam panu (choć nie wierzę, że skutecznie), że do dzieci tak się nie mówi i sobie nie życzę takiego zachowania, i... umoralniałam go jeszcze trochę. Pan sapiąc strasznie (pewnikiem niewydolność oddechowa), nie dyskutował ze mną - potrafię widocznie mówić autorytarnym tonem - odszedł grzecznie od nas do swojego sfrustrowanego życia, w którym bije się dzieci... bo nie mają głosu, jak ryby. A wiedzą państwo co powiedziało dziecko? Coś o lodzie i , że jak jest, to się będzie ślizgać - dokładnie nie przytoczę, ale nic niewychowanego i niewychowanym tonem nie powiedział. Zła jestem na dorosłych. Wśród nas - dorosłych jest masę ludzi, którzy nie powinni dorosłymi się nazywać - dorosłość to nie tylko ukończone 18 lat. Żadnych rewelacji nie opiszę, wymieniając paskudne zachowania "dorosłych" -  w szczególności  paskudnych zachowań w stosunku do dzieci... bo mniejsi, słabsi... Tylko dlatego są traktowani przez "większych" z lekceważeniem. To dlatego "więksi" myślą, że mogą bezkarnie klepać dziecko po pupencji - w ramach kary, wrzeszczeć na dziecko... Ciekawe jakby Państwo zareagowali na klapsa od szefa - dlaczego nie? Albo mąż/ żona za karę klapsa sprezentuje...no? I na jeżyka, bo naczynia nie umyte...hi hi. Przepraszam, ale wyobraźnię mam bujną. Powiem szczerze - zdażyło mi się kiedyś poprosić dziecko aby stało za karę, wszelkie środki się wyczerpały, no i diablisko wręcz wylazło z niego... a jam człowiek i tylko to mnie tłumaczy. Zaraz też kazałam siadać, wyobrażając sobie wstyd jaki musi przeżywać. Wolę już z klasy wyprosić, z daleka od ciekawskich spojrzeń kolegów. Ważne jest aby nigdy w życiu karą nie poniżyć... upokorzyć... nie złamać... to jest ważne. I mam nadzieję, że udało mi się - tego do końca pewnym być nie można. Piszę o wszystkich ludziach. Nasze dzieci to są ludzie.
Jak w prawdziwym życiu - jest i druga strona. Prawdziwa druga strona medalu - wtedy kiedy zachowanie takiego człowieka jest nie-ludzkie, nawet nie-dziecięce, ale zdemoralizowane.
 Dorota Zawadzka wywołała dyskusję na Facebooku  o zachowaniach stosunku do   "niegrzecznych" (czyt. zdemoralizowanych) uczniów jakie wykazują   nauczyciele i rodzice terroryzowanych przez nich kolegów. No właśnie.Super- Niania pełna ufności w tego małego człowieka, który pewnie już przeżył w swoim życiu tyle złych historii, ile ja przez całe swoje życie (mam nadzieję) nie przeżyję. Pisała o kierowaniu rodziców na kursy rodzicielstwa... Mimo mojej całej sympatii do pani Doroty, właśnie ze względu na jej podejście do dziecka, w tym wypadku zgodzić się z nią nie potrafię. Oto moja odpowiedź:  
"Szkoła" walczy o "niegrzecznego" ucznia dotąd aż się wyczerpią możliwości. Możliwości jest wiele, ale i one nie starczają na niektóre dzieci. Nie ma możliwości współpracy z rodzicami w takim wypadku - są nastawieni przeciw... wszystkim i wszystkiemu. Od kiedy to możemy wysyłać na kursy dla rodziców? Przecież rodzice musieliby być ubezwłasnowolnieni lub szkoła musiałaby mieć władzę - tego przecież nie chcemy. Cóż Wy Państwo opowiadacie nie znając sprawy od drugiej strony. Gdy wszystkie środki "naprawcze" dostępne w szkole się wyczerpią, trzeba za priorytet brać bezpieczeństwo pozostałych dzieci. Wychowywać powinni przede wszystkim rodzice - szkoła za nich tego nie zrobi - nie da się naprawić popapranego życia takiego szkraba i rodziców, niestety. Czasem trzeba wybrać mniejsze zło. Pełna ideałów byłam dotąd, dopóki mojej córeczce takie "biedactwo" o mało co nie rozbiło głowy kamieniem, dopóki nie pogryzł mojej koleżanki... itp. Nie jego wina była - owszem, ale jak mu pomóc gdy jego rodzice chcą tylko spokoju? Nie tu jest problem, nie w szkole... gdzie indziej... W szkole dzieci mają się przede wszystkim uczyć, a nie patrzeć jak przez całą lekcję nauczyciel walczy z krnąbrnym uczniem. Przykro mi, ale myślę, że nie ma dla nich miejsca w szkole. Naprawdę przykro mi, ale tak myślę. Pozostałe dzieci nie mogą na tym ucierpieć.
Pisałam już, że szkoła to kiepski wynalazek. Tu można jeszcze dodać, że niestety, nie dla każdego ten wynalazek. Jak w życiu. Łotry, nieprzystosowani , niebezpieczni siędzą w zamknięciach. Straszne jest tylko to, że o takie odizolowanie "proszą się" już ci, którzy dopiero zaczynają swoje życie.. już na starcie mając je przegrane. Chodzi mi o uczniów zdemoralizowanych - zaznaczam, a nie o "zwykłe" wiercipięty.
Nie chcę robić nagonki na tych uczniów  - broń Boże. Niech Was, Drodzy Rodzice, nawet nie kusi. Chcę Państwu uświadomić jaki mamy (my - znaczy nauczyciele, dyrekcja szkoły) ciężki orzech do zgryzienia kiedy nasze przekonania i ideały spotykają się z sytuacją, w której nie ma wygranych - taki pat. A tutaj też zawiedli dorośli - ci najbliżsi - rodzice. Oj, zła jestem na dorosłych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz