No, miało nie być postów. Miałam
już nie oswajać szkoły dla zainteresowanych, ale dostałam
przysłowiowego „kopa”. Dziewczyna, która prowadzi stronę
„Rodzice z dysleksją” mnie troszkę zawstydziła:
- Co jest z tobą? - spytała – Nie mogę polecać twojego bloga, bo od roku nie piszesz! Co się dzieje?
- Nie mam czasu... – próbowałam się tłumaczyć – I chęci - pomyślałam
Trudno jest rozwijać skrzydła kiedy
się je ma podcięte...
- No napisz coś... napisz coś... napisz jak walczyć z tym co się dzieje w edukacji... - przekonywała mnie – Nawet nie wiesz jak to jest potrzebne...
Problem w tym, że nie za bardzo mogę
o tym pisać. O czym mogę? Mogę tylko pisać o tym jaka ja
jestem... i jaką jestem nauczycielką... i jakie są moje dzieciaki.
Więc...
Rzecz się będzie działa o
wystawianiu ocen. To jest chyba najtrudniejsza dla mnie sztuka w tym
zawodzie – wystawiać oceny. Te cząstkowe i te opisowe, wbrew
pozorom, również. W tym miejscu wypada mi podziękować wszystkim
rodzicom, którzy mają podobną wizję rodzicielstwa do mojej i
dbają o swój skarb bardzo mądrze. Stymulują rozwój dziecka od
dawna dzięki czemu ich dziecko nie ma „braków z przeszłości”
oraz wyrabiają w dzieciach systematyczność, punktualność i
ambicję. Pracują z dzieckiem nad zadaniami zadanymi do domu,
przygotowują dodatkowe prace, przygotowują do zajęć co sprawia,
że dziecko nie ma fobii szkolnej i innych niepotrzebnych lęków.
Dzięki Wam – moi drodzy – wystawianie oceny Waszemu dziecku jest
dla mnie przyjemnością a Wy z możecie spijać śmietankę, którą
sami sobie przygotowujecie. Chylę przed Wami głowę z wielkim
szacunkiem. Byłabym jednak niesprawiedliwa gdybym wszystkie
osiągnięcia dzieci traktowała na równi z Waszym wkładem. Są
przecież dzieci z dysleksją, z ADD, ADHD, z dysfunkcjami
rozwojowymi, z którymi rodzic pracuje bardzo dużo a efekty tej
pracy nie będą do końca zadowalające... ba, czasem dołujące i
dziecko, i rodzica. Moja w tym rola żeby to docenić i wystawić
sprawiedliwą ocenę. No, ale też się zdarza, że muszę wystawić
ocenę dziecku, które bardzo chce ale... nie ma pomocy w domu. Co
zrobi dziecko samo na początku swojej szkolnej drogi? Są takie,
które zrobią tak dużo, że... szczęka opada. Są w naszej klasie
dzieci, które same nauczyły się czytać – byłam tego świadkiem,
same uczyły się wierszy na pamięć – byłam tego świadkiem...
mali bohaterowie. Zdolni bohaterowie. Tu wystawić ocenę dziecku,
które nie zawsze samo opanuje umiejętności na wspaniałym
poziomie, nie jest łatwo. A jeszcze trudniej jest wystawić ocenę
dziecku, któremu nauka sprawia same trudności a i pomoc rodzica
jest nikła, czasem żadna... i co tu zrobić? Nadrabianie zaległości
wynikających z nieobecności w szkole to rola rodzica, czy tego
chcemy czy nie – nie ma innej możliwości jak praca w domu. Nawet
jeśli w klasach młodszych udaje się te braki nadrobić przez
nauczyciela to w klasach starszych nic Was przed tym nie ustrzeże.
Co ma zrobić nauczyciel wiedząc, że to, że czegoś malec nie
umie/ nie wie to nie jest jego wina? Komu wtedy wystawia ocenę? Kto
się czuje niedowartościowany i obrażony? Dla kogo ta nauczycielka
staje się, delikatnie mówiąc, niedobra? Wymyśla głupoty i
wymaga! Kto to widział takie coś wymyślać! Uczyć nie umie, bo
dziecko nic nie rozumie! - taka obrona przez wybielanie swojego
postępowania jest stosowana nie tylko w stosunku do nauczyciela.
Nie lubimy też czepialskiego sąsiada z dołu, któremu przeszkadza
głośna muzyka i walenie piłką nad głową. Bezczelnej staruszki,
która kręci nosem w autobusie, że nasze dziecko rozpiera się na
krześle zamiast siedzieć u mamy na kolanach... Tak już mamy- ja
pewnie też. Ale wracając do oceniania. W tym ostatnim przypadku
jest najtrudniej. Jeśli dziecko się upiera, wręcz histeryzuje i
żadne tłumaczenia, prośby, groźby nie pomagają– nie będę się
uczyć, nie odrobię lekcji – trudno. Drogi rodzicu powiedz: Nie
rób! - i daj mu ponieść konsekwencje. Daj mu przeżyć wstyd i
zawód – jaka praca taka płaca. Lecz jeśli niedostatecznie
motywujesz dziecko, jeśli nie masz czasu i chęci żeby mu pomóc to
narażasz, Drogi Rodzicu, swoje dziecko na karę na jaką zasłużyłeś
Ty. Nikt więcej. Malec sam się nie nauczy. Nie wysysa się
umiejętności szkolnych z mlekiem matki, dzieci nie mają wiedzy
wrodzonej... i tak dalej, i tak dalej... Źle mi się słucha
opowieści rodziców, którzy zapominają, że mam prawie
dwudziestoletnią praktykę w zawodzie, że znam się na dzieciach, i
jak tu nie urazić... nie ma sensu mi nic wciskać: Bo się nie chce
uczyć! Bo nie chce siadać do książek! Bo... bo nie chce bo jest
mały i chce się bawić, Drodzy Państwo. Moje dziecko też poszło
do szkoły wcześniej i też z siadaniem do lekcji mieliśmy
problemy. I ja to doskonale rozumiem, że tak jest. Ale moja rola
była w tym, żeby dziecko wypełniało swoje obowiązki. Teraz będąc
w czwartej klasie i mając ogrom lekcji do zrobienia, ogrom wiedzy do
opanowania, nie muszę wysyłać specjalnych zaproszeń do książek
i zeszytów...
Nie wiecie jak to jest – to ja widzę
smutną buzię Waszego dziecka gdy dostaje słabą ocenę, a potem
ono widzi Wasze złe emocje... Kto się uderzy w pierś i powie: To
moja wina?
Jeszcze raz zwrócę uwagę na to, że
nie mówię o dzieciach z dysfunkcjami, z którymi rodzice
systematycznie pracują i starają się pokonywać trudności. Tu
muszę pogłaskać, zrozpaczonych czasem, rodziców i powiedzieć
Wam, że Wasze dzieci są fantastyczne. Są inteligentne - bywa że
wyjątkowo inteligentne i kochajcie je mocno. To jest tekst nie do
Was...
Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że z uporem maniaka piszę: wystawić ocenę” a nie „ocenić dziecko”. JA nie oceniam Waszych dzieci a ich (i Waszą) pracę. Jeśli miałabym „ocenić dzieci” to wystawiłabym im ”A+”. Widzicie różnicę? Macie dzieci na „A+”... Gratuluję!
Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że z uporem maniaka piszę: wystawić ocenę” a nie „ocenić dziecko”. JA nie oceniam Waszych dzieci a ich (i Waszą) pracę. Jeśli miałabym „ocenić dzieci” to wystawiłabym im ”A+”. Widzicie różnicę? Macie dzieci na „A+”... Gratuluję!